Artykuły

29 Gru
2016
Marcin Gerwin

panel-plakatCzy losowo wyłoniona grupa mieszkańców i mieszkanek będzie potrafiła podjąć decyzje w tak skomplikowanym temacie, jakim jest przygotowanie miasta na ulewne deszcze? Czy uda się im wypracować rozwiązania, które będą poprawne od strony merytorycznej? Może jednak lepiej zostawić to do rozstrzygnięcia ekspertom i ekspertkom? Czy mieszkańcy i mieszkanki dostatecznie się zaangażują i czy w ogóle będą przychodzili na spotkania? Wątpliwości towarzyszących pierwszemu organizowanemu przez urząd miasta w Gdańsku panelowi obywatelskiemu było wiele. Teraz jednak można już spokojnie powiedzieć – to działa. Mamy sprawdzony mechanizm demokratyczny, który pozwala na wypracowanie sensownych i przemyślanych rozwiązań. Można go zastosować w zasadzie w dowolnej istotnej dla miasta lub gminy wiejskiej sprawie, by ustalić, na czym polega dobro wspólne. W sprawach dotyczących państwa również.

Cały artykuł na stronie KrytykaPolityczna.pl.

31 Mar
2015
George Monbiot

Zdjęcie: PDPics.

Wyobraź sobie wspaniały świat, planetę, która nie jest zagrożona zmianami klimatu, na której nie ma problemów ze zmniejszaniem się zasobów wody pitnej, z uodpornianiem się bakterii na antybiotyki, gdzie nie ma epidemii otyłości, terroryzmu ani wojen. Bez wątpienia nie zagrażałoby nam tam żadne poważne niebezpieczeństwo, czy nie tak? Przykro mi, ale jednak nie. Nawet gdyby wszystkie inne problemy zostały w cudowny sposób rozwiązane i tak jesteśmy skończeni, jeżeli nie zajmiemy się sprawą, która uznawana jest za na tyle poboczną i drugorzędną, że może minąć wiele miesięcy, a nikt w ogóle nie wspomni o niej w gazetach.

Jest ona dosłownie – i jak się wydaje – również w metaforycznym sensie pod nami. W związku z tym, że nie jest obecna w mediach, większość dziennikarzy uważa, że jest niewarta uwagi. Niemniej jednak życie ludzi jest od niej całkowicie uzależnione. Wiedzieliśmy o tym już dawno temu, jednak jakoś ta wiedza została zapomniana. Jak napisano w tekście w sanskrycie około 1500 r. p.n.e.: „Nasze przetrwanie zależy od tej garści ziemi. Dbaj o nią, a zapewni nam jedzenie, opał, schronienie i piękne otoczenie. Przestań o nią dbać, a stanie się jałowa i umrze, a jej śmierć pociągnie ludzkość za sobą”.

Cały tekst w Dzienniku Opinii.

28 Mar
2015
Marcin Gerwin

Zdjęcie: Miroslav Petrasko/Flickr.

Niektórzy twierdzą, że rozwój to nowe wieżowce, autostrady, kolejne linie metra i szybko rosnący Produkt Krajowy Brutto. Rozwój może jednak oznaczać co innego. To, że ludzie potrafią lepiej komunikować się ze sobą, że okazują sobie więcej empatii i zrozumienia, że odradzają się lokalne społeczności, że ludzie potrafią lepiej ze sobą współpracować, że tempo życia zwalnia, a zadowolenie z życia rośnie. Rozwój może także oznaczać, że zagrożone wyginięciem gatunki roślin i zwierząt przestają być zagrożone, że zwiększa się powierzchnia lasów i dzikich łąk, że na spacerze w lesie można spotkać żubry i borsuki, a w Bałtyku pływa coraz więcej fok i morświnów. Celem rozwoju nie musi być konsumowanie z roku na rok coraz to większej liczby dóbr i usług, czyli wzrost PKB.

Ktoś może zauważyć, że przecież w kapitalizmie możliwe jest jedno i drugie, że możemy mieć zarówno bogactwo materialne, jak i dobrą jakość życia. Niezupełnie. Część osób może znaleźć dla siebie miejsce w obecnym systemie społeczno-gospodarczym i udaje się im zapewnić sobie wygodne życie. Niemniej jednak w tym samym czasie wielu innych ludzi żyje w ubóstwie, czują się zagubieni, samotni lub po prostu nieszczęśliwi. Celem współczesnej wersji globalnego kapitalizmu nie jest skuteczne rozwiązanie problemów tej części społeczeństwa, która nie czuje się w nim dobrze. Celem jest co innego – umożliwienie tym, którzy są żądni bogactwa i władzy, zgromadzenia jak największego majątku, nawet jeżeli odbywa się to kosztem innych ludzi lub nadmiernego eksploatowania zasobów przyrody.

Cały tekst w Dzienniku Opinii.

23 Lis
2014
George Monbiot

Zdjęcie: Stop TTIP/Flickr.

Równo rok temu czułem się naprawdę przybity. Nad Atlantyk nadciągały czarne chmury, niosąc ze sobą groźbę utraty swobód, za które ginęli nasi przodkowie. Wszystko wskazywało na to, że parlamenty po obydwu stronach oceanu utracą zdolność stanowienia prawa w imieniu swoich obywateli na skutek wprowadzenia zadziwiającego traktatu, który miał przyznać korporacjom specjalny przywilej wytaczania procesów rządom. Nie widziałem sposobu na to, by to zatrzymać.

Niemal nikt nie słyszał wówczas o Transatlantyckim Partnerstwie na rzecz Handlu i Inwestycji (TTIP) pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską – poza tymi, którzy po cichu prowadzili negocjacje w jego sprawie. I miałem wrażenie, że nikt o nim nie usłyszy. Nawet nazwa tego partnerstwa zdawała się idealnie dobrana, by zniechęcić społeczeństwo do zainteresowania się nim. Napisałem wówczas o tym z jednego powodu: by móc powiedzieć swoim dzieciom, że nie było tak, że nic nie zrobiłem.

Cały tekst w Dzienniku Opinii.

28 Paź
2014
Marcin Gerwin

Zdjęcie: Monika Maluga.

Marcin Gerwin: Jak to się stało, że założyłaś pierwszą w Trójmieście szkołę demokratyczną?

Magda Saja, współzałożycielka szkoły Kalejdoskop w Gdańsku: Mój syn, Kacper, zbliżał się do wieku szkolnego i nie znalazłam szkoły, w której mógłby rozwijać się tak, jak do tej pory. Co miałam zrobić? Nie bardzo mogłam przenieść się do Poznania, gdzie powstawała pierwsza szkoła demokratyczna w Polsce. Tak więc była to potrzeba osobista.

Marcin Gerwin: Dlaczego nie wysłałaś syna po prostu do szkoły publicznej lub prywatnej?

Magda Saja: Dotychczasowa nauka Kacpra wypływała zawsze z niego. Nie miał zewnętrznej presji. Nie mieliśmy takiego pomysłu, że fajnie by było, gdyby nasz syn potrafił już czytać, mając trzy lata. Dla niego to jest po prostu ciekawe. Pierwsze literki wystukiwał na laptopie, bo gdy pracowałam w domu, był zainteresowany tym, co robię. Nie wiem, kiedy Kacper zaczął płynnie czytać, operować liczbami, fascynować się Aleksandrem Macedońskim, II wojną światową i kosmosem. A teraz otwórzmy dowolny podręcznik do pierwszej klasy lub do zerówki. Z reguły przez całą pierwszą klasę dzieci uczą się kolejnych liter alfabetu, cyfr od 1 do 10 i różnych działań wokół nich. Po pierwsze pomyślałam więc, że mój syn będzie się w takim miejscu serdecznie nudził.

Cała rozmowa w Dzienniku Opinii.

19 Sie
2014
Marcin Gerwin

Głosowanie na aktywistów miejskich w jesiennych wyborach samorządowych to ryzykowna sprawa. Pomyślmy tylko. Gdyby tacy aktywiści wygrali wybory na przykład w Gdyni, to czy zainwestowaliby dziesiątki milionów złotych w budowę lotniska, jak zrobił to prezydent Wojciech Szczurek? Każdy przecież wie, że jak jest miasto, to musi być i lotnisko. Miasto musi się rozwijać. Postęp się to nazywa. Mieszkańcy Gdyni nie pojadą przecież kawałek dalej do Gdańska, żeby wsiąść do samolotu na lotnisku, które dopiero co zostało rozbudowane. No, ludzie, żyjemy w XXI wieku, więc własne lotnisko musi być. Najlepiej duże. Porządne.

A taki aktywista miejski mógłby zacząć się zastanawiać. Mógłby rozsiewać wątpliwości, czy lotnisko w Gdyni jest w ogóle potrzebne. Mógłby zacząć zadawać pytania, czy nie lepiej przeznaczyć te środki na sprawny transport publiczny i opowiadać coś tam o rowerach, że niby Kopenhaga i Amsterdam. Ale my tu żadna Kopenhaga nie jesteśmy. I co taki aktywista w ogóle wie o budżecie miasta? Wojciech Szczurek, ten to się zna. Jak machnie milionami, to i lotnisko w polu postawi. Fachowiec prawdziwy. A jak Unia Europejska mówi, żeby oddać ponad 91 milionów zł dotacji, to przecież wszyscy widzą, że ta Unia to o niczym nie ma pojęcia. To nic, że lotnisko w Gdyni ogłosiło upadłość, zanim jeszcze rozpoczęło działalność. Miasto jest liderem rankingów, więc wszystko jest super. Mucha nie siada.

Cały tekst w Dzienniku Opinii.

27 Cze
2014
Marcin Gerwin

Zdjęcie: Bruno Belcastro/Flickr.

Parę dni temu, brałem udział w dyskusji na temat polityki lokalnej na spotkaniu jednego z miejskich komitetów wyborczych (sam nie kandyduję, lecz go wspieram). Czy wiecie, co byłoby moim marzeniem? Nagranie tej całej rozmowy przez konkurencyjne ugrupowanie i ujawnienie jej w mediach. Z tego nagrania wynikałoby bowiem jednoznacznie, że rozmawiają osoby, którym leży na sercu dobro miasta, które myślą o mieszkańcach, a nie o stanowiskach dla siebie, i dla których ważniejsze jest zrobienie czegoś dobrego niż zajadanie się ośmiorniczkami i policzkami wołowymi w szykownej restauracji. I z tego, co pamiętam, to tego dnia nikt nawet nie przeklinał. Byłaby to najlepsza kampania promocyjna, jakiej mógłbym sobie życzyć.

Nie mówmy więc, że normalne jest to, co pokazały nagrania opublikowane przez tygodnik „Wprost”. Nie mówmy, że tak wygląda polityka, że należy się z tym pogodzić i to zaakceptować, bo tak już jest. Jest dokładnie odwrotnie – oburzenie społeczne jest słuszne, gdyż nie powinniśmy zgadzać się na to, że najważniejsze stanowiska w państwie zajmują ludzie, którym spod czarnych garniturów wychodzi słoma z butów. Zastanówmy się raczej, jak to się stało, że do tego doszło, i co zrobić, aby nie powtórzyło się to w przyszłości.

Cały tekst w Dzienniku Opinii.

4 Cze
2014
Marcin Gerwin

Zdjęcie: KPRM/Flickr.

Wybory z 4 czerwca 1989 r. były bez wątpienia przełomowe i choć były one jedynie częściowo wolne, to otworzyły drogę do dalszych zmian i do w pełni wolnych wyborów. 25 lat później wiele osób w Polsce jest jednak rozczarowanych tym, jak funkcjonuje nasza demokracja. Frekwencja w wyborach do Parlamentu Europejskiego wyniosła zaledwie 23,8 procent, co oznacza, że zdecydowana większość Polaków w ogóle nie poszła głosować. Z kolei wyniki diagnozy społecznej z ubiegłego roku pokazują, że tylko 25,5 procent ankietowanych uważa, że demokracja ma przewagę nad innymi formami rządów.

Co się stało? Przecież demokracja była marzeniem tak wielu osób przed 1989 r. Dlaczego więc ludzie mają do niej dziś tak negatywny stosunek? Demokracja w opinii znacznej części Polaków to niekończące się kłótnie polityków w telewizji, to absurdalny i nieco żenujący spektakl, od którego wolą trzymać się z daleka. Wielu z nich nie chce angażować się w politykę, nawet głosując w wyborach, gdyż postrzega ją jako „brudną grę”. Ale demokracja może być czymś zupełnie innym. To, co mamy obecnie, to dopiero zalążek demokracji, jej bardzo uboga formuła. Wcale się nie dziwię, że wielu osobom się ona nie podoba.

Cały tekst w Dzienniku Opinii.

Previous