Niektórzy twierdzą, że rozwój to nowe wieżowce, autostrady, kolejne linie metra i szybko rosnący Produkt Krajowy Brutto. Rozwój może jednak oznaczać co innego. To, że ludzie potrafią lepiej komunikować się ze sobą, że okazują sobie więcej empatii i zrozumienia, że odradzają się lokalne społeczności, że ludzie potrafią lepiej ze sobą współpracować, że tempo życia zwalnia, a zadowolenie z życia rośnie. Rozwój może także oznaczać, że zagrożone wyginięciem gatunki roślin i zwierząt przestają być zagrożone, że zwiększa się powierzchnia lasów i dzikich łąk, że na spacerze w lesie można spotkać żubry i borsuki, a w Bałtyku pływa coraz więcej fok i morświnów. Celem rozwoju nie musi być konsumowanie z roku na rok coraz to większej liczby dóbr i usług, czyli wzrost PKB.
Ktoś może zauważyć, że przecież w kapitalizmie możliwe jest jedno i drugie, że możemy mieć zarówno bogactwo materialne, jak i dobrą jakość życia. Niezupełnie. Część osób może znaleźć dla siebie miejsce w obecnym systemie społeczno-gospodarczym i udaje się im zapewnić sobie wygodne życie. Niemniej jednak w tym samym czasie wielu innych ludzi żyje w ubóstwie, czują się zagubieni, samotni lub po prostu nieszczęśliwi. Celem współczesnej wersji globalnego kapitalizmu nie jest skuteczne rozwiązanie problemów tej części społeczeństwa, która nie czuje się w nim dobrze. Celem jest co innego – umożliwienie tym, którzy są żądni bogactwa i władzy, zgromadzenia jak największego majątku, nawet jeżeli odbywa się to kosztem innych ludzi lub nadmiernego eksploatowania zasobów przyrody.
Cały tekst w Dzienniku Opinii.