Podczas wczorajszej dyskusji o mieście na Pomorskim Kongresie Obywatelskim prezydent Gdańska, Paweł Adamowicz, podkreślił, że podoba mu się, że w Stanach Zjednoczonych niektórzy mieszkańcy fundują ławki w parkach i przykręcają do nich tabliczki ze swoim imieniem i nazwiskiem. Mówił o tym w kontekście tego, że część mieszkańców Gdańska domaga się zakupienia przez urząd miasta dźwigów w stoczni, gdyż uważa je za kulturowe dziedzictwo Gdańska. Prezydent zauważył, że w USA już dawno otworzono by specjalne konto w banku i rozpoczęłaby się publiczna zbiórka, natomiast u nas mieszkańcy chcą, aby kupić je z pieniędzy publicznych. Nie mam nic przeciwko temu, aby ktoś ufundował ławkę w parku, jeżeli jednak miałoby stać się to normą, jaki jest wówczas sens płacenia podatków? Mieszkańcy Gdańska już mają swoje konto w banku na wspólne cele, administruje nim prezydent, a podatki, które płacą, to nic innego jak właśnie ich składki. Jest więc kwestią wyłącznie priorytetów, na co zebrane na tym koncie środki zostaną przeznaczone. Można je wydać na budowę Europejskiego Centrum Solidarności, tunelu pod Martwą Wisłą lub budowę stadionu na Euro. Równie dobrze można jednak je wykorzystać do postawienia ławek w parku i, jeżeli mieszkańcom na tym zależy, można za nie kupić także stary dźwig stoczniowy.
Rzadko kiedy mam okazję słuchać na żywo prezydenta Gdańska i muszę przyznać, że było to dosyć poruszające. Jego brak wiary we współpracę z mieszkańcami, a także w demokratyczne podejmowanie decyzji był uderzający i zachodzę w głowę, jak to możliwe, że mieszkańcy oddają na niego głos w wyborach. Paweł Adamowicz podkreślał niski poziom czytelnictwa wśród mieszkańców oraz to, że nie są oni dość dobrze poinformowani, by brać udział w podejmowaniu decyzji w sprawach miasta. Rany, po takim wystąpieniu dziwię się, że dostał choćby pół głosu. Oczywiście, mieszkańcy nie muszą być ekspertami od planowania przestrzennego, ochrony przyrody czy finansów miasta. Jeżeli jednak dobrze się zorganizuje debatę publiczną, zaprosi się na nią ekspertów, przedstawi się różne punkty widzenia, dostarczy się mieszkańcom informacje na temat funkcjonowania miasta, wówczas ich decyzja może być podjęta w kompetentny sposób, bez względu na wcześniejsze przygotowanie. Aby jednak organizować konsultacje społeczne w taki sposób, trzeba po prostu tego chcieć. Punktem wyjścia jest tu dobra wola i autentyczna chęć współpracy z mieszkańcami, a tej u prezydenta Gdańska nie zauważyłem.
Jak może to wyglądać w praktyce? Spójrzmy na planowany w Adelaide w Australii panel obywatelski, w ramach którego losowo wybrana grupa kilkudziesięciu mieszkańców będzie przez cztery miesiące rozmawiała o tym, co zrobić, aby zapewnić bezpieczeństwo w godzinach nocnych w mieście. Propozycje rozwiązań wypracowane przez ten panel na pewno nie będą przypadkowe, ani też wynikające z niedoinformowania, a zapewnia to przekonanie organizatorów o wartości demokracji, odpowiednia procedura i pozytywne nastawienie do mieszkańców.
Odniosłem także wrażenie, że prezydent Gdańska nie bardzo poczuwa się do nadawania kierunku rozwojowi miasta. Jego zdaniem najważniejszą rolę odgrywają tu deweloperzy. W mojej ocenie jest to postawienie sprawy na głowie. Interes grupy prywatnych firm nie może być nadrzędny w stosunku do jakości życia kilkuset tysięcy mieszkańców. Deweloperzy, owszem, tworzą miejsca pracy, co podkreślał Paweł Adamowicz, jednak tworzyliby je również, gdyby ich działalność była ukierunkowana przez odpowiednią politykę prezydenta i rady miasta. Mam nadzieję, że nie zabrzmi to zbyt mocno, jednak naprawdę mieszkańcy nie zatrudniają prezydenta po to, aby reprezentował on interes deweloperów. Sytuacja, w której dobro deweloperów jest przedkładane przez prezydenta nad dobro mieszkańców, jest, co tu dużo mówić, nie do przyjęcia.
Moją uwagę przykuł również komentarz Pawła Adamowicza odnośnie Pasa Nadmorskiego. Gdy jedna z uczestniczek spotkania przypomniała, że społeczna (ekologiczna) koncepcja jego zagospodarowania powstała już jakiś czas temu i nic się w tym kierunku nie dzieje, prezydent zauważył, że potrzebne tu będzie pójście na kompromis. Jak zrozumiałem, ma to być kompromis pomiędzy jego opinią a opinią mieszkańców. Ów „kompromis” mocno mnie tu zastanawia. Czy nie powinno to raczej działać w taki sposób, że prezydent słucha, jakie są opinie mieszkańców odnośnie Pasa Nadmorskiego, a następnie realizuje to, czego mieszkańcy oczekują?
P.S. Wydatki z budżetu Gdańska w tym roku to ponad 2,7 miliarda zł.
A co się dzieje w Sopocie? Sytuacja jest tu bliźniaczo podobna.Spełnianie wyłącznie potrzeb deweloperów i innych bogatych inwestorów doprowadziło w Sopocie do ogromnego przeinwestowania. Miasto za bezcen pozbywa się nielicznych, jeszcze wolnych pod zabudowę terenów, nie pozostawiając dla przyszłych pokoleń żadnych rezerw budowlanych. Rozpasanie i brak jakiejkolwiek kontroli społecznej doprowadza do tego, że „biznesmenom” pozwala się na wznoszenie wątpliwej urody bud i szopek, nawet na terenach, które powinny zostać ogólnodostępne jak np. miejskie plaże. Dobro i interes mieszkańców to pojęcia bardzo obce obecnym włodarzom Sopotu.
Nie trzeba szukać w Adelaide. Na Kongresie było stoisko projektu Strefa Cukru gdzie grupa losowo wybranych 20 osób przez 4 miesiące też planowała jakość przestrzeni czego efektem była Koncepcja Zagospodarowania Przestrzennego…
W mitycznym USA ludzie też płacą podatki. A mimo to (jak zakładam) to społeczne konto bankowe na wykup dźwigów i tak by powstało. Ot, społeczeństwo obywatelskie.
No i jeszcze jedno. Zapewne znajdzie się w Gdańsku sporo osób, którym absolutnie nie zależy na dźwigach. Czemu oni mają się dorzucać do ich wykupienia?
Jedną z podstawowych cech podatku, o której uczą na studiach (a w każdym razie kiedyś uczyli), jest jego nieodpłatność. To oznacza, że z faktu płacenia przeze mnie podatków nie wynika moje prawo do oczekiwania w zamian konkretnej usługi lub produktu. Oczywiście, ktoś może mi to obiecać - i na tego kogoś zagłosuję. Ale podatek to nie jest rachunek w sklepie.
Jasne, że nie wszyscy mieszkańcy Gdańska mogą być zainteresowani dźwigami. Dlatego najlepszym rozwiązaniem byłoby zgłoszenie propozycji kupienia dźwigów do budżetu obywatelskiego, dzięki czemu można by było ustalić, czy mieszkańcy uważają taki zakup za potrzebny, czy też nie ;)