Bardzo brakuje większej grupy mieszkańców na spotkaniach komisji ds. budżetu obywatelskiego, którzy obserwowaliby jej prace. Na poprzednim spotkaniu pełnomocnik prezydenta, Marcin Skwierawski, oznajmił na przykład, że istnieje cicha umowa (pomiędzy kim a kim?), że dla tych okręgów, w których była wyższa frekwencja w głosowaniu, będzie więcej pieniędzy. Oczywiście, nie ma takiego punktu w uchwale rady miasta, która określa zasady budżetu obywatelskiego w Sopocie i mam nadzieję, że nie będzie to stosowane, gdyż wszelkie zasady dotyczące budżetu obywatelskiego powinny być oficjalne. Dlaczego w ogóle pojawiła się taka kwestia? Wiele problemów, które dotyczą przejrzystości i wiarygodności procedury, związanych jest z pozornie niewinnym zapisem, że na projekty lokalne przeznaczone ma być nie mniej niż 500 tys. zł w każdym z okręgów, a na projekty ogólnomiejskie nie mniej niż 4 miliony zł. Chodzi tu o określenie “nie mniej niż”. Kto ma decydować, że może to być więcej środków i na które projekty? Rzecz jasna radni i prezydent. Warto więc przypomnieć, że idea budżetu obywatelskiego polega na tym, że o wyborze projektów decydują mieszkańcy, a nie radni i prezydent i dlatego kwota, o podziale której decydują mieszkańcy powinna być określona precyzyjnie.
Dziś natomiast radni ustalali jeszcze zasady głosowania i bez mrugnięcia okiem zgodzili się na to, że będzie można oddawać głosy w dwóch lokalach do głosowania, co z kolei podważa wiarygodność wyniku głosowania. Choć głosować będzie można wyłącznie w swoim okręgu, to w każdym z okręgów będą dwa lokale do głosowania. I nikt nie ma sprawdzać, czy ktoś już zagłosował w jednym lokalu czy też nie. A zweryfikowanie tego jest zupełnie proste - wystarczy, że w każdym lokalu do głosowania będzie komputer z dostępem do internetu i imię i nazwisko osoby, której została wydana karta do głosowania byłoby wpisywane na listę na żywo. Wówczas, przy wydawaniu karty w drugim lokalu, sprawdzałoby się na internetowej liście (dostępnej rzecz jasna tylko dla członków komisji), czy dana osoba już głosowała. I to wszystko. Dlaczego jest to ważne? Dlatego, że głos nawet jednej osoby, która by wykorzystała tę lukę, może zmienić wynik głosowania i przesądzić o tym, które projekty będą realizowane, a które nie.
Grozę budzą także pomysły pełnomocnika prezydenta, że on sam ustali, jak będą brzmiały tytuły projektów, które zostaną zamieszczone na karcie do głosowania. Nie po to mieszkańcy wpisywali tytuły projektów w formularzach, by bez ich zgody i wiedzy były one zmieniane przez kogoś z urzędu miasta.
Omawiano dziś również kwestię promocji budżetu obywatelskiego i po raz kolejny mają zostać rozniesione do mieszkańców ulotki wrzucane do skrzynki, zamiast zaadresowanych zaproszeń, choć wiadomo, że do części mieszkańców one nie dochodzą. Według pełnomocnika prezydenta zaadresowanie kopert zajęłoby pracownikom urzędu miasta dziesiątki godzin pracy. To bardzo interesujące, gdyż nadruki adresów na kopertach można dziś zrobić automatycznie w drukarni. Koszt takiej wysyłki jest znacznie wyższy, jednak można mieć pewność, że informacja o budżecie obywatelskim dotrze do maksymalnie dużej liczby mieszkańców.
Pojawia się również pytanie - co wysyłać? Pełnomocnik prezydenta chciałby rozesłać kartę do głosowania. Czy nie można jednak rozesłać zamiast tego krótkich opisów projektów? Nie wszyscy mają przecież dostęp do internetu i jedynie część mieszkańców weźmie udział w spotkaniach, na których będą one prezentowane. A warto, by mieszkańcy wiedzieli, na co konkretnie będą głosować, bo samo hasło na karcie do głosowania to zdecydowanie za mało.
To świetnie, że w Sopocie mamy budżet obywatelski. Jednak jego procedura pozostawia wciąż bardzo wiele do życzenia.
Generalnie przydałoby się więcej mieszkańców, którzy obserwowaliby różne rzeczy… Bo ta komisje to nie jedyne miejsce, gdzie dochodzi do zawierania “cichych umów”. A że mieszkańcy mają do dyspozycji kilka procent budżetu, a prezydent i radni ponad 90% to już inna sprawa.