7 stycznia
2012
Marcin Gerwin

Wyobraźmy sobie, że w prywatnej firmie, która zajmuje się dajmy na to produkcją rowerów, zarząd zatrudnia menadżera, którego zadaniem jest prowadzenie bieżącej działalności firmy. I wyobraźmy sobie teraz, że zarząd tej firmy podejmuje decyzję o zaprojektowaniu nowego modelu rowerów, a zatrudniony przez nich menadżer przez całe miesiące w ogóle się tym nie zajmuje. Lub, że zarząd podejmuje decyzję o rozpoczęciu produkcji konkretnego rodzaju opon, na co menadżer odpowiada, że jemu się te opony nie podobają, więc będzie produkował inne. Lub, że na spotkaniu zarządu menadżer obraża jego członków i zachowuje się arogancko. Co się stanie z takim menadżerem w prywatnej firmie? Myślę, że nikt nie ma wątpliwości. Zostanie zwolniony w trybie błyskawicznym. Jak to jest więc możliwe, że nie dzieje się tak w przypadku zarządzania miastem?

Miasto, rzecz jasna, nie jest firmą, jednak w takim sensie, że celem miasta nie jest zysk finansowy. Ma ono jednak swoje cele, jakimi są na przykład dobra jakość życia jego mieszkańców, sprawna komunikacja publiczna czy dostęp do edukacji przedszkolnej. A do ich osiągnięcia potrzebne jest sprawne zarządzanie.

Dziś jest jednak tak, że prezydent może na przykład zignorować wniosek komisji radnych. Gdy komisja zwróci się do prezydenta o to, by zamówił niezależną od urzędu miasta ekspertyzę prawną, prezydent może jej odmówić. Radni zostaną wówczas bez niezależnej ekspertyzy, skazani na to, co mówi im radca prawny zatrudniany przez prezydenta. Radni nie mogą sami podpisać zlecenia na zamówienie ekspertyzy, bo nie mają do tego ustawowego uprawnienia. Może to zrobić tylko organ wykonawczy, czyli prezydent. Radni mogliby przyjąć w tej sprawie uchwałę i powierzyć jej wykonanie prezydentowi. Prezydent może jednak opóźniać realizację uchwał, a w niektórych przypadkach może nawet w ogóle ich nie realizować,  bo nie ma za to przewidzianych jakiś szczególnych kar, a nawet gdyby były, to może się okazać, że rada miasta nie będzie miała jak tego zaskarżyć z braku własnego prawnika. Bo pracowników w biurze rady miasta również zatrudnia prezydent. I jeżeli prezydent uzna, że rada nie musi mieć swojego prawnika, to go nie będzie miała, nawet jeżeli radni przeznaczą dla niego wynagrodzenie w budżecie miasta.

Dziś jest tak, że pani wiceprezydent może przyjść na spotkanie komisji rady i wymyślać radnemu, że jest zerem. Co się wówczas dzieje? Nic. Rada nie może sama odwołać ani prezydenta, ani jego zastępców, może co najwyżej ogłosić referendum w sprawie odwołania prezydenta i liczyć na zrozumienie mieszkańców. A przecież od strony systemowej to rada miasta jest organem stanowiącym, czyli podejmującym decyzje (zarządem z powyższego przykładu), a prezydent jest organem wykonawczym, czyli jego rolą jest wprowadzanie decyzji rady w życie (jest menadżerem). Co dzieje się, gdy współpraca pomiędzy radą miasta a prezydentem się nie układa? Nic. Może się nie układać przez całą kadencję, bo tak to zostało zapisane w ustawie. Jeżeli ktoś zaczął w tym miejscu wątpić w błyskotliwość ustawodawcy, który ustanowił te przepisy, to zgadzam się z nią lub z nim w całej rozciągłości. Są one pozbawione sensu.

Jeżeli zależy nam na tym, by w sprawach miasta były podejmowane racjonalne decyzje, to organ, który je podejmuje, powinien mieć zaufanie do menadżera, któremu przekazuje ich wykonanie. A najważniejsze decyzje w sprawach miasta nie są podejmowane przez prezydenta, lecz przez radę.

Rada miasta, by móc podejmować trafne decyzje w sprawach, które powierzyli jej mieszkańcy, powinna mieć możliwość współpracy na co dzień z ekspertami, trudno jest bowiem oczekiwać, by radny był jednocześnie specjalistą od architektury, edukacji, kultury i ochrony środowiska. Choć wydaje się to oczywiste, to dziś jest tak, że pracowników w poszczególnych wydziałach w urzędzie miasta, czyli potencjalnie ekspertów, zatrudnia prezydent i jeżeli radny nie jest zadowolony ze współpracy z którymś z nich, to prezydent może mu powiedzieć tak, jak w Sopocie: “Ale to są moi urzędnicy”. Radni mogą być więc systemowo odcięci od wsparcia merytorycznego przy podejmowaniu decyzji. Czy jest to w interesie mieszkańców? Czy na tym polega dobre zarządzanie, że radni, podejmując decyzje, mogą nie rozumieć ich skutków lub nie znać alternatywnych rozwiązań?

Jak można to wszystko naprawić? Przede wszystkim radni powinni pracować na cały etat, by mieć czas na zajmowanie się sprawami miasta. Może być ich wówczas jedynie pięciu lub siedmiu. Rada miasta powinna samodzielnie wybierać i zatrudniać naczelników wszystkich wydziałów w urzędzie miasta. Jest to gwarancją dobrej współpracy pomiędzy nimi a pracownikami tych wydziałów i zapewnia radnym zaplecze eksperckie. Do zajmowania się inwestycjami, które są realizowane w mieście, potrzebny jest menadżer. Może być to prezydent wybierany przez radę, może jednak być to również naczelnik wydziału ds. inwestycji. Co wówczas dzieje się z funkcją prezydenta miasta? Staje się ona całkowicie zbędna. Nawet naczelnik urzędu miasta nie jest potrzebny, bo w urzędzie pozostają przecież skarbnik (dyrektor ds. finansów) i sekretarz miasta (dyrektor ds. organizacji pracy). Kto wówczas reprezentowałby mieszkańców na przykład na spotkaniach z przedstawicielami innych miast? Przewodniczący rady miasta.

Ktoś może powiedzieć, że tego typu zmiany są nierealne. Spójrzmy jednak na to od tej strony: czy są to zmiany, które są korzystne z punktu widzenia mieszkańców? Jeżeli tak, to dlaczego ich nie wprowadzić? Można argumentować, że nie zgodzą się na to wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast. Ilu jednak ich jest? Jest to 2479 osób. Czy naprawdę uważamy, że prawo powinno być tworzone w interesie grupy 2479 osób, zamiast dla ponad 38 milionów mieszkańców?

Bill McKibben napisał ostatnio (odnośnie USA): “Moim postanowieniem na 2012 rok jest być naiwnym - niebezpiecznie naiwnym. Zdaję sobie sprawę z tego, że standardową receptą na skuteczność w polityce, jest coś zupełnie przeciwnego: bycie cynicznym, wyrachowanym, stanie się członkiem tej grupy. Lecz jeżeli uważasz, tak samo jak ja, że potrzebujemy głębokich zmian w tym kraju, to cynizm jest receptą przegraną. Choćbyś nie wiem jak się starał, to nigdy nie będziesz tak cyniczny, jak korporacje i harem polityków, który opłacają.” (1)

I ja również zamierzam być naiwny. Zamierzam twierdzić, że rolą posłów, których wybraliśmy do sejmu jest to, by nas reprezentowali i tworzyli prawo w naszym imieniu i dla naszego dobra. Nie zgadzam się na akceptowanie tego, by ustawy były pisane w interesie kolegów z partii lub z innych nieetycznych pobudek, a rozwiązania korzystne dla mieszkańców były odrzucane. Nie zgadzam się na akceptowanie cynizmu i wyrachowania w polityce. Czy jest to naiwne? Być może. Zamierzam więc być naiwny.

Przypisy:
(1) Bill McKibben, Armed with naïvete, 5 stycznia 2012.


Komentarze: 5

  1. Piotr
    07/01/2023

    Ale Rady ustalają prezydentom wynagrodzenie. I tu jest forma nacisku i zmuszenia do współpracy.

  2. 07/01/2023

    Piotr, to zdecydowanie za mało. Jeżeli rada już obniży prezydentowi wynagrodzenie, co wtedy? W mojej ocenie, to nie jest rozwiązanie.

  3. Lukasz
    07/01/2023

    City manager - pamietam takie rozwiazanie z Irlandii (pewnie brytyjczycy maja podobnie), ma to sens jesli oddzielasz funkcje polityczna od zawodowej, masz wieksze sanse na zatrudnienie fachowca. Z drugiej strony zaloze sie, ze samorzadowi politycy bede marudzic ze traca kontrole nad procesami planowania/zarzadzania miastem. Nie jest to cos czego nie da sie dograc - fajny tekst :)

  4. Wojciech
    07/01/2023

    Panie Marcinie, porusza Pan temat, który dotyczy największej, moim zdaniem “afery” parlamentarnej - usunięcia w 2001 roku pierwotnych zapisów (art. 21.2) ustawy, które uwzględniały 59 % uczestnictwa niezależnych ekspertów i doradców w pracach poszczególnych komisji Rady Miasta. Chodziło o fachową ocenę różnych inicjatyw, które następnie miały być głosowane przez Radnych w formie uchwały stanowiącej obligatoryjną dyrektywę dla Prezydenta/ Burmistrza. Nie wiem czyj lobbing spowodował usunięcie tego zapisu. Powstał jeden z największych “knotów legislacyjnych”, o czym mówi się coraz częściej. A chyba właśnie chodziło o stworzenie zdecydowanej dominacji prezydentów. Braki legislcyjne parlamentu spowodowały nieodpowiedzialne dyspozycje t.zw. “samorządów”, czyli funkcjonariuszy publicznych różnych opcji. Niestety żadnych kompetencji nie wymaga się od kandydatów do samorządów w innych krajach UE, lecz tam istnieje system self-regulation, o którym na wstępie. Był on oparty na modelu szwedzkiego kommunsstyrelsen.

  5. Wojciech
    07/01/2023

    Koryguję pomyłkę: 50 % - nie 59. Przypominam, że dawny Przewodniczący Rady uwzględniał tylko 1/3.

Komentarz