Pewnego razu przeprowadziłem eksperyment, prosząc studentów [architektury], by porównali zdjęcie zdobionego manuskryptu z fragmentem ściany w audytorium, w którym odbywał się wykład. Ściany, która została udekorowana w postmodernistycznym stylu, mosiężnymi lampami i mosiężnymi paskami [pytając o to, które z nich ma w sobie więcej życia?]. Studenci byli zdecydowanie zgodni co do tego, że więcej życia jest w zdobionym manuskrypcie. Niektórzy studenci przyznawali to jednak z niechęcią, byli zirytowani samym pytaniem i mieli odczucie, że było ono z gruntu fałszywe i „zmanipulowane”.
Odczucia te wyraził jeden ze studentów, który stwierdził, że porównanie było „niesprawiedliwe”. Zapytałem, co miał przez to na myśli. Odparł, że w podstępny sposób przedstawia ono współczesną architekturę w negatywnym świetle. Inny student zwrócił z kolei uwagę, że manuskrypt był „stary”. Zapytałem go, co ma to wspólnego z empirycznym pytaniem: „Które z nich ma w sobie więcej życia, zgodnie z twoim intuicyjnym i spontanicznym odczuciem?” Odpowiedź brzmiała, ponownie, że skoro manuskrypt był „stary”, to było to bez znaczenia i że nie było to „sprawiedliwe” porównanie. Celem eksperymentu było natomiast po prostu pokazać, że ludzie potrafią odczuć, że przedmioty mają w sobie dużo lub mało życia i że często się w tej kwestii ze sobą zgadzają. Wskazywały zresztą na to również właśnie głosy krytyki, które się pojawiły i ci, którzy byli niezadowoleni z zadanego pytania, wiedzieli, że jest to niepodważalne. Natomiast samo pojawienie się idei, że tego rodzaju ocena może być obiektywna i nie pozostawiająca pola do interpretacji, było sprzeczne z tym, czego uczyli się w szkole i sprawiało, że studenci robili się nerwowi.
Irytacja, którą wyrażali studenci, miała swoje istotne źródło. W związku z kontekstem, w jakim zadawałem te pytania, było jasne, że chodziło mi o to, by użyć kryterium, czy coś ma w sobie życie czy nie, jako podstawy do oceny tego, czy coś jest dobre lub złe w architekturze. Ponadto, że zamierzałem zachęcić studentów do tego, by projektowali budynki, które miały w sobie tak dużo życia, jak tylko to było możliwe. Choć wydaje się, że pytanie o to, czy coś ma w sobie dużo życia jest zupełnie niewinne i nie powinno budzić zastrzeżeń, to uważam, że trafia ono w samo sedno obecnych problemów z uczeniem architektury i z jej praktyką.
Czy fundamenty współczesnej architektury są zagrożone tym niewinnym pytaniem?
Studenci znaleźli się w niewygodnej sytuacji. Być może chcieli uznać, że takie kryterium będzie trudno zastosować. Ku swemu zaskoczeniu odkryli jednak, że jest ono bardzo łatwe do zastosowania. Co więcej, obiekty, na które wskazywało to kryterium, nie były obiektami architektonicznymi, które były obecnie w modzie, lecz były to zupełnie innego rodzaju budynki.
Można było więc odnieść wrażenie, że aktualny trend w architekturze jest tak pusty, że, aby go podtrzymać, jego zwolennicy muszą zaprzeczyć odczuwaniu tego, że budynki mogą mieć w sobie życie lub odmówić stosowania tego kryterium do ustalania, co jest dobre, złe lub lepsze. Im dłużej się nad tym zastanowić, tym wyraźniej widać, że samo istnienie tego kryterium zagraża obecnemu porządkowi intelektualnemu w architekturze.
Jednym słowem uważam, że zarówno architekci, jak i studenci architektury czują się czasem niezręcznie z tym pytaniem, dlatego, że w chwili, gdy zostaje ono zadane, już przeczuwają, że większość ludzi odpowie w ten sam sposób i że nie będzie to odpowiedź, która dobrze świadczy o aktualnych standardach w architekturze.
(…) W XX-wiecznej architekturze ustalone zostały pewne ogólnie przyjęte normy dotyczące stylu. Negatywne przykłady w obydwu powyższych porównaniach są typowe dla tych norm. I to one są tymi, które dają odczucie, że jest w nich mniej życia. Od razu więc pytanie to otwiera drogę do poważnej krytyki architektury XX wieku. Jeżeli typowe przykłady dobrego projektowania, zgodnie ze standardami z XX wieku, mają w sobie mniej życia niż slumsy w Bangkoku czy ilustrowany manuskrypt z czasów średniowiecza, to każdy architekt, który będzie chciał bronić modernistycznej lub postmodernistycznej architektury, będzie niemal musiał powiedzieć: „To pytanie nie ma sensu,” tylko po to, by bronić swej profesji i swojej samooceny jako profesjonalisty.
O autorze: Christopher Alexander, dr architektury i matematyk, urodzony w 1936 r. w Wiedniu. Autor ponad 200 projektów budynków m.in. w Kalifornii, Japonii i w Meksyku. Od 1963 r. wykładowca architektury na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley (obecnie na emeryturze). Autor m.in. książki „A Pattern Language: Towns, Buildings, Construction” (1977).
Tłumaczenie: Marcin Gerwin
Źródło:
- Fragment książki „The Nature of Order”, t. 1, s. 74-76 (wydawca: The Center for Environmental Structure, USA, 2002).
Here is an interview series with Nikos Salingaros about how The Nature of Order came into being:
http://www.2blowhards.com/archives/000726.html
The next parts are linked on top of every interview. Hope you’ll enjoy it as much as I did!
Thanks, Øyvind! :)
Hello Marcin,
If you contact me directly, I have some more references for you.
Best regards,
Nikos