Statut miasta to nie jest coś, co mieszkańcy czytają do poduszki. Jest w nim jednak wiele istotnych spraw, które mają wpływ na sposób podejmowania decyzji w sprawach miasta i warto do niego zajrzeć, gdyż ta wiedza może czasem się przydać. Na wczorajszej sesji rada miasta nową wersję statutu Sopotu, a w niej wiele usprawnień, jak głosowania imienne radnych, możliwość powoływania doradców społecznych, nową formułę dla obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej, jasne określenie tego, w jaki sposób mieszkańcy mogą zabierać głos na sesji, możliwość zgłaszania przez mieszkańców poprawek do projektów uchwał po zebraniu 25 podpisów czy możliwość zwołania spotkania komisji radnych na wniosek mieszkańców (cały statut Sopotu, w którym można przeczytać, jakie mieszkańcy mają prawa, jest do pobrania tutaj). Mnie osobiście cieszy także to, że znalazł się w statucie zapis, że Sopot kieruje się zasadą zrównoważonego rozwoju.
Pomimo tego, że zostało przyjętych wiele naprawdę postępowych zmian, to pozostaje jednak pewien niedosyt w związku z poprawkami, które zgłosił klub PO i Samorządności w sprawie obniżenia wymaganej liczby podpisów pod inicjatywami mieszkańców. Kiedy wziąłem do ręki listę poprawek do statutu, zgłoszoną przez kluby PO i Samorządności, to aż nie mogłem uwierzyć w to co zobaczyłem - zaproponowane zostało obniżenie we wszystkich punktach wymaganej liczby podpisów do… 15. Nie ulega wątpliwości, że była to propozycja taktyczna, odrzucanie tego typu poprawek stawia bowiem pozostałe kluby w sytuacji, że nie zgadzają się zmiany, które ułatwiają aktywność mieszkańców (a poprawki te zgłosili radni, z których cześć naciskała w poprzedniej kadencji na podniesienie limitu podpisów przy inicjatywie uchwałodawczej, w obawie przez zalewem projektów ze strony mieszkańców). Jak wskazał zresztą przewodniczący klubu PO - limit 15 podpisów został zaproponowany dlatego, by pozostali radni przekonali się, że jak mieszkańcy zaczną przychodzić na komisje, zabierać głos w sprawach miasta, to pozostałym radnym ta cała aktywność obywatelska przestanie się podobać. Niemniej jednak, bez względu na intencje, był to krok w dobrym kierunku.
200 podpisów pod projektem uchwały można zebrać bez problemu, jeżeli jest to sprawa paląca, jak zabudowa terenów zielonych. Wówczas idzie to szybko. W przypadku projektów uchwał bardziej technicznych, które nie budzą emocji wśród mieszkańców, konieczność zebrania 200 podpisów staje się już wyzwaniem. Wiem, wiem, w Gdańsku trzeba zebrać 2000 podpisów, a w Łodzi 6000, więc nie powinniśmy narzekać. Praktyka jednak pokazuje, że jeżeli zależy nam na tym, by mieszkańcy składali projekty uchwał częściej, to limity podpisów powinny być niskie i że nawet 200 podpisów może stanowić przeszkodę. Po prostu może nie chcieć się ich zbierać. Ile więc powinno być tych podpisów? Dobrą liczbą wydaje mi się 50, co zresztą proponowaliśmy już na samym początku.
Na wczorajszej sesji liczyliśmy na to, że będzie możliwa dyskusja na temat tego, ile limity podpisów powinny wynosić. Stało się jednak inaczej - w pewnym momencie lista dyskutantów została zamknięta i przystąpiono do głosowania poprawek. Kluby Kocham Sopot i PiS odrzucały poprawki PO i Samorządności jedna po drugiej, bez dyskusji na temat tego, czy były słuszne, czy nie, co było działaniem politycznym, a nie merytorycznym. Dla mieszkańców, w mojej ocenie, strata.
Sporo czasu zajęła natomiast dyskusja na temat asystentów społecznych radnych, co jest, w moim odczuciu, kwestią całkowicie drugorzędną. Asystent radnego nie ma żadnych większych uprawnień, niż ma je zwykły mieszkaniec, który w sposób nieformalny pomaga radnemu. Zapisanie takiej funkcji w statucie ma na celu na oficjalne umocowanie takiej osoby, albowiem w razie potrzeby może powiedzieć, że zajmuje się czymś, bo jest asystentem społecznym radnego (a jego imię i nazwisko widnieje na stronie internetowej miasta). Rzecz jasna, radny asystenta może powołać, ale nie musi, może więc w praktyce zdarzyć się tak, że w sopockiej radzie nie będzie żadnego asystenta. Tymczasem zrobił się z tego problem takiej rangi, że jeden z radnych z klubu PO oznajmił, że jeżeli wojewoda tego punktu nie uchyli, to złoży mandat. Jest to zaskakujące, albowiem ten sam radny, na spotkaniu komisji kilka miesięcy wcześniej, zauważył, że pomysł powoływania asystentów społecznych mu się podoba i co więcej, że asystent mógłby mu się przydać. Teraz jednak twierdzi, że zapisanie asystentów społecznych w statucie miast to „zamach na samorządność”. Nie jest fajne to słyszeć, bo ów radny jest miłym człowiekiem, a nie widzę powodu, by demokracja mogła być zagrożona tylko dlatego, że radny może mieć asystenta.
P.S. Na sesji miał być głosowany nasz projekt regulaminu konsultacji społecznych, prezydent poprosił jednak wcześniej o więcej czasu, by zapoznać się z jego najnowszą wersją i głosowanie zostało przełożone na następną sesję. Zajęto się natomiast zmianami w budżecie miasta i muszę przyznać, że jestem bardzo rozczarowany tym, że sopoccy radni nie zdecydowali się dofinansować drobną kwotą 20 tys. zł odbudowy spalonego szpitala w Miastku, o co zwrócił się z prośbą starosta powiatu bytowskiego. Radni przesunęli tę kwotę na wsparcie szpitala w Gdyni (choć mogli przeznaczyć po 20 tys. zł dla obydwu z nich), a jednocześnie wyrazili zgodę na organizację kilkudniowej imprezy sportowej (halowych mistrzostw świata w lekkiej atletyce), do organizacji której być może trzeba będzie dołożyć kilka milionów złotych. Priorytety radnych pozostają dla mnie zagadką. Wydaje mi się, że skoro stać nas na dofinansowywanie milionami złotych kilkudniowych imprez sportowych, to na pomoc innym w ochronie zdrowia również.
No sam Pan Orski reklamował tę stronę przed milionami słuchaczy na sesji, więc może niech łaskawie skomentuje czy propozycja była taktyczna, strategiczna, czy dramatyczna.
Witam,
Mam pytanie do zdania: „Mnie osobiście cieszy także to, że znalazł się w statucie zapis, że Sopot kieruje się zasadą zrównoważonego rozwoju.”
Co to jest w końcu Rozwój Zrównoważony?
Dla mnie rozwój zrównoważony jest wtedy gdy jakość życia mieszkańców, czyli człowieka, czyli każdego z nas, rośnie bez wzrostu zużycia zasobów, energii, odpadów i przestrzenii. Wg mnie jest to trudne i nie każdy dorósł do tego. Ba, właściwie, to utopia. A więc wg mnie nie ma rozwoju zrównoważonego. Ale, zaznaczam, to ja tak rozumiem rozwój zrównoważony. I nie wyobrażam sobie Sopotu bez rozwoju zrównoważonego. Ale czy wyobrażają sobnie inni mieszkańcy? Przecież każdy chce inwestycji, a więc drogi, parkingi, polbruk, itd. I to ludziom odpowiada. Zarówno mieszkańcom Sopotu, jak i władzom. W końcu sam prezydent Karnowski podczas debaty chwalił się, że Sopocianie mają najwięcej samochodów na głowę w Polsce. W każdym razie, to nie jest rozwój zrównoważony, wg mnie. Tylko rozwój ZWYKŁY, czyli rabunkowy. Chyba, że ktoś mnie oświeci definicją co to jest rozwój zrównoważony?
Pozdrawiam
Paweł Krzyżanowski
Paweł, zrównoważony rozwój ma wiele definicji, mi podoba się ta, zgodnie z którą zrównoważony rozwój oznacza dążenie do poprawy jakości życia przy zachowaniu równości społecznej, bioróżnorodności i dostatku zasobów naturalnych. Zobacz więcej na ten temat tutaj:
http://www.sopockainicjatywa.org/earth/zrownowazony-rozwoj-ksiazka.php
Oczywiście, że zrównoważony rozwój jest możliwy, oznacza on dążenie do osiągnięcia życia w harmonii z przyrodą, czyli do osiągnięcia takiej sytuacji, w której nasze podstawowe potrzeby materialne są zaspokojone, jakość życia jest wysoka, a jednocześnie nie rujnujemy planety i naszego lokalnego środowiska.
Czy można mówić dziś o zrównoważonym rozwoju w Sopocie? Nie. Są pewne postępy w kwestii ochrony środowiska, ale to zdecydowanie za mało. Ale krok po kroku może uda się go na ten tor skierować ;) Wkrótce mają się zresztą rozpocząć konsultacje społeczne na ten temat dla unijnego programu.