Zdjęcie: technosurf/Flickr.
Jednym z najbardziej obiecujących kandydatów do zastąpienia węgla w wytwarzaniu energii są nie elektrownie jądrowe, ale… latawce. Elektrownie wykorzystujące latawce działają na podobnej zasadzie jak kite surfing. W przypadku kite surfingu, pchany przez wiatr latawiec ciągnie surfera po wodzie, a nawet unosi go w powietrze. W przypadku wytwarzania energii, generator stoi w jednym miejscu, a latawiec wyciąga z niego linkę. Wyciąganie linki powoduje obracanie się wału, na który jest ona nawinięta i w ten sposób powstaje prąd. Kiedy latawiec wyciągnie już dostatecznie dużo linki, jest ściągany nieco w dół (automatycznie) i znów puszczany na wiatr. Dlaczego właśnie to rozwiązanie jest tak obiecujące? Dlatego, że latawiec może działać na bardzo dużych wysokościach, na przykład 800 metrów nad ziemią, gdzie wiatr wieje mocniej i znacznie bardziej równomiernie. Do tego dochodzi jeszcze znacznie mniejszy koszt instalacji generatora z latawcem, niż klasycznej turbiny wiatrowej.
Kitegen podczas testów.
Technologia ta jest rozwijana przez dwie włoskie firmy, Kitegen i Sequoia IT, oraz Makani Power, która ma siedzibę na Hawajach. Żadna z tych firm nie wypuściła jeszcze komercyjnego modelu i cały czas trwa jeszcze udoskonalanie prototypów. Kalkulacje ekonomiczne wskazują jednak, że duże instalacje z latawcami mogą wytwarzać prąd taniej niż elektrownie węglowe i atomowe. Ta niska cena wynika z niewielkiej ilości materiałów, która jest potrzebna do budowy instalacji z latawcami. Co więcej, instalacja ich jest błyskawiczna, w porównaniu z budową elektrowni jądrowej, i latawce mogą być produkowane lokalnie. Zamiast więc inwestować w elektrownię jądrową, która może powstać dopiero za kilkanaście lat, może lepiej zainwestować w latawce? Nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę czas potrzebny na udoskonalenie tej technologii to tak powinno to wyjść znaczniej szybciej.
Poniżej są dwa filmy, które pokazują zasadę działania generatorów z latawcami.


Latawce można wykorzystywać nie tylko na wietrze, lecz także pod wodą. Generator Deep Green pozwala wykorzystywać energię prądów morskich, sprawiając, że zamontowana pod skrzydłem turbina obraca się znacznie szybciej, niż gdyby miała być obracana tylko siłą przepływu wody. Na Bałtyku co prawda silnych prądów morskich nie ma, ale wygląda na to, że generator taki mógłby działać również w dużych rzekach, na przykład więc w Wiśle.

Z zakłócaniem prądów morskich turbinami byłbym bardzo ostrożny. Moim zdaniem nie powinno się nawet sugerować tego typu źródeł energii. Niewielkie zakłócenia w tym naturalnym systemie regulacji temperatury na Ziemi może spowodować nieodwracalne i katastrofalne skutki w środowisku naturalnym.
Słuszna uwaga, pytanie jednak o skalę takich urządzeń i ich realny wpływ na spowolnienie prądu morskiego (kilka turbin nie powinno zrobić różnicy, można pewnie to dosyć łatwo wyliczyć). Mnie osobiście przypadły do gustu turbiny w rzekach Ale też zastanawiałem się nad wpływem na przykład na ryby. Dlatego dobrym pomysłem wydaje się budowanie kanałów równoległych do głównego koryta rzeki i puszczanie na turbiny “pożyczonej” wody, która wraca potem do głównego nurtu.
Energia prądów morskich jest jednak mocno skoncentrowana (w przeciwieństwie do energii wiatru), a pokusa ludzi żeby tanio zdobyć energię może być jednak zgubna. Nie wiemy, gdzie byłaby granica bezpieczeństwa, a efekty wpływu takich turbin na klimat byłyby obserwowalne przede wszystkim w dłuższym czasie.
Pełna zgodność co do energii rzek, które jednak w dużym stopniu są w Polsce już “zagospodarowane energetycznie”.
Istnieje oczywiście możliwość budowania niewielkich jednostek, które wzmacniałyby energetykę rozproszoną zapewniając większe bezpieczeństwo energetyczne mieszkańców. Ten kierunek - tworzenia przyjaznych środowisku, niewielkich jednostek wytwórczych najbliżej odbiorcy - jest chyba najlepszym obecnie rozwiązaniem.