Mam często wrażenie, że kiedy ktoś mówi miasto albo gmina, to ma na myśli urząd miasta. Gmina jest właścicielem Parku Północnego, gmina jest właścicielem jakiejś drogi albo do gminy należy boisko na plaży. Co to właściwie znaczy “gmina”? Zobaczmy co na ten temat mówi ustawa o samorządzie gminnym. Otóż, ilekroć w ustawie jest mowa o gminie, należy przez to rozumieć mieszkańców, czyli wspólnotę samorządową i jej terytorium. Jak to…? Gmina to mieszkańcy? Na pewno nie urząd miasta? Jak to się stało, że nikt nam o tym nie powiedział? Przecież to urząd miasta wszystkim zarządza. Owszem, zarządza, ale tylko w naszym imieniu, nigdy nie w swoim. Sopot nie jest własnością urzędników. Szefem są mieszkańcy, którzy ich zatrudniają, a nie urzędnicy. To my płacimy pensje wszystkim urzędnikom, od prezydenta, aż po sekretarki. Zatrudniamy ich po to, aby działali dla naszego wspólnego dobra.
Kiedy prezydent Sopotu obejmuje urząd składa takie ślubowanie: „Obejmując urząd Prezydenta Miasta Sopotu uroczyście ślubuję, że dochowam wierności prawu, a powierzony mi urząd sprawować będę tylko dla dobra publicznego i pomyślności mieszkańców Sopotu”. Ciekawe, prawda? Prezydent nie ślubuje działać dla dobra urzędu, ale dla dobra mieszkańców.
Jak to więc jest możliwe, że ogólne wrażenie jest takie, że z jednej strony jest urząd miasta, który robi co uważa za stosowne, a z drugiej są mieszkańcy, których interesy mogą być odmienne? Przecież, pomimo wielu niedoróbek, konstytucja w Polsce, jasno określa podział ról: mieszkańcy są pracodawcą, a urzędnicy, radni, burmistrzowie i prezydenci są pracownikami. Czy urząd miasta może przeprowadzić jakąkolwiek inwestycję, na którą nie ma zgody mieszkańców? Czy może bez zgody mieszkańców decydować o tym, na co wydawane są nasze składki albo co zrobić z terenami należącymi do gminy?
To, co jest gminne albo komunalne oznacza po prostu wspólne, to wspólna własność mieszkańców Sopotu, z której możemy korzystać. Nie jest to to samo co państwowe, co w wielu przypadkach oznacza niczyje. W mieście możliwy jest bezpośredni nadzór nad tym, co wspólne, co w przypadku rzeczy państwowych, jak elektrowni czy kopalń, jest nieco trudniejsze. Sopot ma tą zaletę, że jest stosunkowo małym miastem, które można łatwo ogarnąć i którego mieszkańcy mogą się spotykać, by razem decydować o losie tego, co wspólne.
Bardzo mądry i potrzebny tekst. Trzeba wszystkim uświadamiać te proste prawdy oraz zapobiegać podziałowi na MY i ONI. W końcu ONYCH to wybieramy MY do zarządzania naszym wspólnym mieniem.Po wyborach ONI o tym nie pamietają, a MY tez zapominamy o wspólnej odpowiedzialności.
Podpisuję się pod tym tekstem, zawsze tak myślałam, ale nie umiałam o to zawalczyć.